Re: Paula Kania thread
Młoda, zdolna tenisistka apeluje: pomóżcie, bo jeśli nie znajdę sponsora, to koniec. Odzew? Prawie zerowy. Czyli historia o tym, dlaczego w Polsce na szczyt dochodzą tylko najbardziej wytrwali zapaleńcy albo dzieci rodziców z wypchanymi portfelami.
Do Sereny Wiliams na koniec roku 2009 brakowało mi już "tylko" 570 miejsc!!! Niestety choć jestem już "o krok", to jeszcze nie jestem na takim etapie kariery tenisowej, aby z własnych środków i bez pomocy rodziców móc finansować wyjazdy na turnieje, treningi, opiekę lekarzy. ( ) Polski Związek tenisowy w ubiegłym roku stracił sponsora strategicznego i pomoc ze strony PZT jest symboliczna. ( ) To przełomowy i NAJWAŻNIEJSZY etap mojej kariery tenisowej. Albo uda mi się zrealizować moje marzenia, dla których do dziś tyle poświęciłam, albo będę musiała rozstać się z tenisem, jednocześnie tracąc to, co kocham i na co pracowałam 12 lat. Jeżeli jesteś sympatykiem tenisa albo w ogóle sportu, to PROSZĘ, POMÓŻ, a być może już niebawem pójdę śladem sióstr Radwańskich (w co wierzę i w co wierzą wszyscy otaczający mnie troskliwą opieką) - podpisano: Paula Kania.
Na podany pod apelem adres e-mail odpisały dwie osoby. Pierwsza zaoferowała, że zaprojektuje tenisistce stronę internetową, bo to mogłoby pomóc w poszukiwaniu środków. O drugiej na razie nie napiszemy, żeby nie zapeszać.
Wymarzone logo na rękawku
Problem w tym, że firmy nie garną się na kort. W Polsce sponsora na własną rękę trudno jest znaleźć nawet Agnieszce Radwańskiej. Ojciec naszej pierwszej rakiety uparł się, że nie podpisze umowy z agencją menedżerską, a "Isia" jako jedyna w czołówce nie ma kontraktu na stroje.
Dlatego młodych tenisistów, którzy występują z logo na koszulce, trzeba nazywać szczęściarzami. W Polsce jest ich niewielu więcej niż palców u ręki. Np. Maciej Smoła. Produkująca kostkę brukową firma Poz-Bruk zapewnia zawodnikowi AZS Poznań prawie wszystko - od sprzętu tenisowego po pieniądze na szkołę. - Ze sponsorem mam ustną umowę. Pomogli mi go znaleźć klubowi trenerzy - wyjaśnia Maciek.
Jego koleżanki z Grunwaldu Poznań też śpią spokojnie. Kariery Magdy Linette i Katarzyny Piter opłaca anonimowy sponsor, prywatnie fan tenisa. - Bez niego raczej nie dałabym rady grać, a przynajmniej nie miałabym spokoju. Pewność finansowa jest bardzo ważna. Moi rodzice, mimo ogromnych chęci, z własnej pensji na pewno nie byliby w stanie mi jej zapewnić - opowiada Linette.
Jerzy Janowicz mógłby powiedzieć to samo. Przestał martwić się o finanse, kiedy zawarł umowę z PBG SA (spółka opłaciła mu m.in. wylot na tegoroczny Australian Open). - Kiedy odpadnę w pierwszej czy drugiej rundzie jakiegoś turnieju, nie będę musiał się zastanawiać nad tym, czy zainwestowane pieniądze tak naprawdę nie zostały wyrzucone w błoto - mówił "Jerzyk" pod koniec 2008 roku, tuż po podpisaniu kontraktu.
Kania miała do tej mniej szczęścia. Żeby znaleźć sponsora, przygotowała nawet płyty CD z prezentacją własnych sukcesów. Rozesłała je do wybranych firm, ale można się domyślać, że wylądowały pod stertą niepotrzebnych papierów. W tej sytuacji młoda zawodniczka ChTT Chorzów poważnie zastanawia się nad zakończeniem kariery. Myśli o wyprowadzce i rozpoczęciu studiów w Los Angeles. - Na razie ciągle trenuję, robię wszystko "na maksa", ale nie wiem, jak długo jeszcze to potrwa. Stawiam wszystko na jedną kartę - Kania rozkłada ręce.
Polski Związek Tenisowy do tej pory pokrywał koszty niektórych jej wyjazdów (ta w zamian oddawała 10 proc. dochodów z wygranej), ale to tylko kropla w morzu potrzeb. Do tego w tym roku związek ma kłopoty z dopięciem budżetu, bo firma Prokom Investments, największy donator polskiego tenisa, dokręca kurek z pieniędzmi.
Życie tenisisty próbującego wdrapać się na szczyt kręci się wokół pieniędzy. Niektórzy wyspecjalizowali się w wyszukiwaniu najtańszych hoteli i promocyjnych połączeń lotniczych, by wyjazd na turniej nie przyniósł kolejnych strat.
Ćwierć miliona rocznie
Liczby są bezwzględne: w zawodach ITF Futures z puli 25 tys. dolarów zwycięzca bierze 3000. Odliczamy podatek, załóżmy 20 proc. (zakładamy, że nie są to Emiraty Arabskie, gdzie nie trzeba go odprowadzać), więc zostaje 2400 dol. Ale po drodze nazbierały się inne koszty. Jeśli turniej odbywa się za granicą, trzeba było zapłacić za podróż. Lot w dwie strony np. do Włoch i z powrotem to ok. 200 dolarów. Nocleg ze śniadaniem (najlepiej blisko kortów lub w oficjalnym hotelu turniejowym, bo wtedy można liczyć na darmową podwózkę) - 30-40 euro.
Oczywiście trzeba pamiętać, że młodzi tenisiści powinni podróżować z trenerem. No to prawie wszystkie koszty mnożymy przez dwa. Do tego dochodzą bieżące wydatki i z wygranej nie zostaje nawet tysiąc. Jeśli ktoś zdobywa tytuł co tydzień lub dwa, to nie ma problemu, przeżyje. W innym wypadku trzeba składać grosz do grosza. - Żeby spać spokojnie, tenisista potrzebuje ok. 250 do 300 tysięcy złotych rocznie - wylicza Grzegorz Gelmuda, trener Kani, a wcześniej m.in. Błażeja Koniusza.
Trudno zgadywać, jak wiele karier ugrzęzło na etapie satelickich turniejów, bo nikt nie jest w stanie prowadzić takich statystyk. Można się domyślać, że Kania nie byłaby pierwsza. I nie ostatnia. Przed podobnym dylematem stoi Zuzanna Maciejewska, jedna z najlepszych nastolatek w kraju. To wysoka, leworęczna tenisistka, rocznik 1995, która prowadzi w rankingach PZT do lat 16 i 18. Ale jeśli w kilka miesięcy nie znajdzie sponsora, to jej nazwiska nie będzie można znaleźć już w żadnej klasyfikacji.
- W Zuzię trzeba zainwestować ok. 1-1,4 mln złotych, przy czym nie ma gwarancji zwrotu. Niestety, ale znam 37 lepszych sposobów inwestycyjnego ulokowania pieniędzy - ostrzega trener Tomasz Iwański, który od niedawna pomaga zawodniczce i m.in. razem z prezesem PZT Jackiem Kseniem szuka dla niej środków potrzebnych do kontynuowania kariery.
Był nawet pomysł, aby Maciejewska przyjęła obywatelstwo Kazachstanu (Iwański pracował przez półtora roku dla tamtejszej federacji). Tam trwa akurat wielka akcja popularyzacji tenisa. Prezydent Nursułtan Nazarbajew uwielbia biegać po korcie, więc państwowe pieniądze w dużej ilości przekazywane są na rozwój dyscypliny.
Jednak przepisy są bezwzględne i Zuzia mogłaby bronić kazachskich barw dopiero najwcześniej za dwa lata (jest niepełnoletnia i jej rodzice musieliby udokumentować co najmniej dwuletni pobyt w Kazachstanie). Tu pojawia się problem, bo do tego czasu - zgodnie z propozycją Kazachów - tenisistka nie otrzymywałaby pieniędzy na wyjazdy na turnieje, ale za to została wysłana do akademii. - To była oferta nie do przyjęcia - ucina Iwański.
Krewetki głosu nie mają
Ci, którym się udało, wspominają trudne początki. Łukasz Kubot opowiada w wywiadach, jak wstawał przed piątą i pędził na trening, by zdążyć, zanim halę zajmie ktoś inny. Dziadek sióstr Radwańskich sprzedawał działa sztuki, bo była obawa, że wnuczki będą musiały odłożyć rakiety i zająć się czymś innym.
Teraz przed dylematami stoją inni rodzice. Monika Dembek, mama Michała (czwarty zawodnik Europy w roczniku 1997), zastanawia się nawet nad założeniem fundacji. Za jej pośrednictwem chce zbierać pieniądze na karierę syna. Sponsora próbuje znaleźć od miesięcy. - Przygotowałam CV syna i ciągle chodzę na jakieś spotkania. Efekt? Tony zjedzonych krewetek i wypitej wody mineralnej - ironizuje.
Dembkowie mieszkają razem z czeską trenerką Michała, dlatego koszty muszą mnożyć przez dwa. Młody tenisista niedawno dostał międzynarodowy kontrakt na sprzęt tenisowy i przez rok otrzymywał z PZT 1600 zł miesięcznie (nie wiadomo, co dalej ze stypendium), ale to ciągle za mało.
Obecnie wszystko kręci się wokół tego, by Michał mógł wystąpić we wrześniowym Orange Bowl, czyli nieoficjalnych mistrzostwach świata juniorów. - Syn musi tam jechać! - zaciska zęby pani Monika i szykuje się do kolejnego spotkania z potencjalnym sponsorem. Przynajmniej bary z krewetkami dobrze przędą...
Polski tenis coraz bardziej staje się rodzinnym podwórkiem, do którego nie dociera pomoc z zewnątrz. Kiedy ponad dwa lata temu w kłopoty finansowe wpadł Ryszard Krauze, właściciel Prokomu, młodzi tenisiści dostali rykoszetem. PZT Prokom Team (program wspierający talenty) staje się już tylko sztucznym tworem. W poprzednim roku stypendia w wysokości 1000-2000 złotych miesięcznie - oprócz wspomnianego Michała Dembka - pobierali też Phillip Gresk, Kamil Majchrzak, Jan Zieliński i Oskar Michałek. Trudno jednak przewidzieć, czy w tym roku też uda się wysupłać dla nich coś ze związkowego budżetu.
Tymczasem w niektórych krajach federacje finansują kariery zawodników od A do Z. - Na przykład w Kazachstanie, Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii czy niektórych krajach skandynawskich - wylicza trener Iwański. - Dzieje się tak z różnych przyczyn. Czasem jakiś prezydent ma kaprys, a czasem związek jest bogaty, bo ma turniej Wielkiego Szlema. Jedno jest pewne i z tego trzeba sobie zdać sprawę: z g bata się nie ukręci i dopóki związek nie znajdzie sposobu na pozyskanie środków zewnętrznych, tak jak było w czasach Ryszarda Krauzego, dopóty pojawienie się jakiegokolwiek nowego zawodnika wyczynowego będzie absolutnym przypadkiem. Bo bez pieniędzy nie ma wyczynowego sportu!
Co może PZT?
We Francji federacja załatwia najlepszym zawodnikom kontrakty na odzież czy sprzęt tenisowy. Czesi oferują komfortowe warunki do trenowania w jednym z kilkudziesięciu klubów, inwestują w zawodnika, a potem pobierają procent z jego wygranych (dotyczy to np. Tomasza Berdycha). Nawet w Turcji, która wydaje się białą plamą na tenisowej mapie, młodzi tenisiści mają spokojne sny. Duża firma telekomunikacyjna Turkcell utworzyła program rozwoju tenisa - wyszukuje i pomaga talentom.
Wojciech Andrzejewski, dyrektor sportowy PZT, tłumaczy, jak to jest u nas: - Przede wszystkim trzeba pamiętać, że pomoc związku ma w pewnym sensie wymiar sponsorki. Żaden tenisista nie ma prawa powiedzieć, że pieniądze mu się należą i już. Głównym celem związku jest dbanie o reprezentacje w różnych kategoriach wiekowych. Mimo to mamy trzy programy pomocowe. Z programu "Talent", wprowadzonego przez Ministerstwo Sportu i Turystyki, pobraliśmy w minionym roku 10 grantów na łączną kwotę 18 tys. złotych każdy. Młodym tenisistom proponujemy też system dofinansowania turniejów. Zawodnicy nim objęci mogą przywozić faktury z wyjazdów i rozliczać je u nas. W tym roku jednak systemu jeszcze nie uruchomiliśmy w związku z nieustabilizowaną sytuacją finansową PZT na początku roku. Po trzecie, oferujemy wsparcie dla zawodników przygotowujących się do startów w reprezentacji. Mamy też Centralny Ośrodek Szkolenia w Sopocie, jednak niewielu tenisistów decyduje się na korzystanie z tej formy pomocy.
Ale w praktyce to pomoc symboliczna, a szanse na rozwój kariery (niekoniecznie zawrotnej) bardziej wyznacza grubość prywatnego portfela niż skala talentu. Zgniatajmy kciuki za Agnieszką Radwańską, bo w tych okolicznościach raczej nieprędko doczekamy się jej następców.